Ośmiu nieugiętych!

Oktet męski 1952r.
od lewej: Rudolf Rakus,Stanisław Szkawran,dyrygent Paweł Sztwiertnia, Karol Tyrna, Karol Czyż, Andrzej Rudolf Malik, Rudolf Szarowski, Józef Muras
Z okazji 35 lecia skoczowskiego chóru męskiego „Gloria” przedstawiamy wspomnienie jednego z „nieugiętych” byłych skoczowskich śpiewaków. Autorem wspomnienia jest Stanisław Szkawran z Harbutowic jeden z żyjących członków pierwszego męskiego oktetu. Oktet, służył śpiewem w skoczowskiej ewangelickiej parafii w latach 1952-1954. Z historycznego punktu widzenia należy odnotować ten ważny fakt początku „męskiego” śpiewania w skoczowskiej parafii E-A, mimo że za powstanie chóru męskiego przyjęto rok 1980, od którego zaczęto już organizować cykliczne cotygodniowe próby chóru.
„OŚMIU NIEUGIĘTYCH” (Wspomnienie pod tym tytułem napisał autor w 2009 roku). Konia z rzędem temu, kto jeszcze dzisiaj pamięta, że w 90 – letniej działalności chóru mieszanego przy kościele ewangelickim Św. Trójcy w Skoczowie , zaistniał smutny okres, w czasie którego przestał on działać. Nie do wiary? A jednak…Tuż po zakończeniu II wojny światowej umęczone społeczeństwo z radością powróciło do kościoła, by po blisko pięcioletniej przerwie móc się znowu modlić w języku ojczystym. Entuzjazm ogarnął wszystkich, ruszono do odbudowy zniszczeń wojennych, reaktywowano Związek Polskiej Młodzieży Ewangelickiej, w jej ramach powstały sekcje sportowe, przede wszystkim jednak zawiązał się chór mieszany pod wodzą Pawła Sztwiertni; młodzieży nie trzeba było namawiać. Niestety, ogólny zapał do pracy nie trwał długo, zaczęły się szykany władz komunistycznych, zaczęto zdejmować krzyże , zlikwidowano nauczanie religii w szkołach, zaczęły się w przedsiębiorstwach prześladowania ojców, których dzieci uczęszczały do kościoła…Spowodowało to niepokój o utratę stanowisk pracy, możliwości awansu, niższe zarobki . Z biegiem czasu coraz bardziej ubywało osób, a kiedy na próbę przybyły tylko dwie dziewczyny, dyrygent musiał podjąć dramatyczną decyzję przerwania działalności chóru…Władze rządowe triumfowały, bo oto znowu przestała istnieć grupa młodzieży pragnącej śpiewać na chwałę Boga i wierzącej w Jego istnienie. Okazało się jednak, że „triumf” ten był przedwczesny. Oto na „polu walki” pozostało kilku zapaleńców, którzy postanowili nie poddawać się naciskom. Łączyła ich wspólna pasja śpiewania i młodzieńcza zadziorność, lekceważąca ostrzeżenia przed ewentualnymi konsekwencjami. Mieli przy tym szczęście, gdyż dyrygent również się nie poddał, postanowił bowiem kontynuować próby, mimo, że do dyspozycji pozostało mu tylko ośmiu chłopaków… (Później przyznał się, że zawsze marzył , by poprowadzić chór męski.) A byli to: I tenor: Rakus Rudolf – wspaniały tenor, chwalący się górnym „C”.(Skoczów), Tyrna Karol – „ustępował” mu tylko tym górnym „C”.(Harbutowice),II tenor: Szkawran Stanisław – z „lenistwa” wolał być „drugim”. (Harbutowice), Tyrna Rudolf – brat Karola (Harbutowice) , gdy poszedł do wojska, „zluzował” go Penkała Adolf (Skoczów),Baryton: Sztwiertnia Paweł – śpiewał i dyrygował (Skoczów0, Kobiela Gustaw, zastąpiony przez Szarowskiego Rudolfa, (a może odwrotnie, obaj Skoczów). Bas: Czyż Karol – śmiali się, że śpiewa głęboko jakby był w piwnicy (Skoczów), Szczurek Paweł – dobrze mu sekundował (Harbutowice). Próby odbywały się w dawnej szkole powszechnej (Na Kępie) w dostosowanej do potrzeb chóru klasie. Sala nie była ogrzewana, dlatego w zimie, przy mrozach, gdy trudno było utrzymać nuty w zmarzniętych rękach, gościny udzielił im dyrygent mieszkający w tym samym budynku. W małej kuchence jakoś się upchali. Zajmowali taborety, leżankę, ale najprzyjemniej siedziało się na stygnącej blasze kuchennego pieca; węgla też było trzeba oszczędzać. Ćwiczyli pilnie i wytrwale by jak najrychlej przypomnieć słuchaczom, że chór w dalszym ciągu istnieje mimo wszelkich kłód, rzucanym im pod nogi… Jedynym ich opiekunem był ks. Gustaw Broda – wielkiego formatu patriota. Służąc przed wojną w lotnictwie polskim, nigdy nie sprzeniewierzył się złożonej przysiędze wojskowej. W czasie okupacji czynnie uczestniczył w Podziemiu , a walkę o niepodległość Polski kontynuował przez całe swoje życie. Wiedzieli o tym tylko zainteresowani…To On podtrzymywał chłopców na duchu, gdy ogarniały ich wątpliwości. To On radził im jak zachowywać się w zakładach pracy, jak ”ogrywać” władze partyjne zwalczające wszelkie przejawy życia religijnego. Najzajadlej zaś atakowanym był sam dyrygent pracujący na stanowisku księgowego, w dużym zakładzie produkcyjnym. Partia i tu połamała zęby : Paweł Sztwiertnia do końca wytrwał ze skrzypcami i batutą w ręce. W tym czasie Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Cieszyńskiej ogłosił nabór do swoich szeregów. Karol Tyrna i Staszek Szkawran, postanowili spróbować swych sił i zgłosili się do egzaminu. Próbę ognia przetrzymali dzielnie i osobiście kierownik Zespołu Jerzy Drózd przyjął ich bez zastrzeżeń, zwłaszcza gdy dowiedział się, że obaj mają spore doświadczenie w chórze kościelnym. (Nb. Jerzy Drózd był również ewangelikiem i może to właśnie spowodowało, że zajął się nimi ze szczególną uwagą.) Mimo wykrętów Staszka, dyrygent okazał się bezlitosnym i obu zaliczył do pierwszych tenorów. ( Nawiasem mówiąc, w przyszłości Staszek zdobył w swoim życiu najwyższe wyróżnienie, zostając solistą w operowym przedstawieniu pt. Ondraszkowe Ostatki.) Jerzy Drózd pełniący równocześnie funkcję dyrektora Państwowej Szkoły Muzycznej w Cieszynie, zaproponował im wstąpienie do Ośrodka Kształcenia Muzycznego. To już był ich szczyt marzeń… Dzisiaj trudno zrozumieć jak oni temu wszystkiemu podołali: chór w kościele, chór w Zespole , ćwiczenia śpiewu solowego w Ośrodku, a przecież pracowali również zawodowo! A jednak nigdy nie skarżyli się na nadmiar obowiązków. Kształcił ich osobiście dyrektor i on też pewnego razu zainteresował się : „co wy tam teraz ćwiczycie w Skoczowie?” To była dla nich niezwykła okazja by się pochwalić : właśnie przecież kończą „Bóg moja pieśń” Beethovena i… dyrektor przerażony złapał się za głowę: „nale chłapcy! – lubił mówić po naszymu, gdy ponosiły go emocje – przeca to je na potężny chór męski!…” To nie wiadro, to cała Niagara zwaliła się na ich głowy. Byli zawstydzeni , zdruzgotani, cała duma prysła, byli po prostu załamani…Jezus Maria i co teraz? Mają to powiedzieć dyrygentowi? Żeby się nie porywał z motyką na słońce? Żeby przekreślił kilku miesięczne próby? Żeby zrezygnował ze spełnienia swego największego marzenia? Teraz, kiedy już wszyscy byli przygotowani do występu? To było ponad ich siły. Nim dojechali do Skoczowa postanowili milczeć… niech się dzieje wola Boża… Niedługo po tym trzęsieniu ziemi, kościół w Bielsku Białej, obchodził pamiątkę poświęcenia kościoła i Paweł Sztwiertnia postanowił wziąć w nim udział ze swoją „ósemką”. Bóg jeden wiedział, kto miał większą tremę przed tym występem: człowiek, który zaryzykował całą swoją reputację dyrygenta, czy tych dwóch biedaków, którzy tak boleśnie zostali potraktowani przez dyrektora Szkoły Muzycznej, a którzy przez cały czas trzymali to w tajemnicy ?… W poranku pieśni wzięło udział kilka największych , renomowanych chórów z Diecezji Cieszyńskiej, a wśród nich jedno „bezczelne maleństw” ze Skoczowa. Po występie wszystkich zespołów, gospodarze postanowili wybrać dwa, które miały doznać zaszczytu śpiewania w nabożeństwie głównym. Jednym z nich był oktet ze Skoczowa…Ktoś nazwał ich wtedy Ósemką nieugiętych i tak już pozostało… Minęło 50 lat (!) z okładem, Skoczowska parafia świętowała uroczysty Jubileusz 25 – Lat CHÓRU MĘSKIEGO. W koncercie wystąpiły, między innymi, połączone chóry z Goleszowa i Skoczowa, stwarzając potężny chór męski, a zaśpiewali…Niebiosa głoszą L. Beethovena! Podekscytowany Staszek , oszołomiony, teraz dopiero zrozumiał , jaką rację miał dyrektor Drózd. Chyba Pan Bóg miał ich wtedy, w Bielsku, pod specjalną opieką… Na Jubileusz zostali również zaproszeni członkowie ich protoplastów sprzed pół wieku. Niestety nie w komplecie, bo kilku odeszło na zawsze: Paweł Sztwiertnia (1914 – 1965), pierwszy powojenny dyrygent. Karol Tyrna (1929 – 1989), proboszcz parafii w Drogomyślu. Rudolf Rakus (1916 – 1991). Karol Czyż (1928 – 2000). Epilog. Działalność „Ośmiu nieugiętych” trwała od 1952 do 1954 roku. W marcu 1953 roku zmarł Józef Stalin i naród odetchnął z ulgą, a zarazem wielką nadzieją, że może nastąpi wielce oczekiwana zmiana .. Jak historia zanotowała, długo było jeszcze trzeba na nią czekać. Jednak jakaś , trudna do określenia zmiana pojawiła się, ludzie jakby przestawali się bać o swoją przyszłość , zaczęli odważniej chodzić do kościoła. No to, „chłapcy – zaproponował dyrygent na którejś próbie – może byśmy tak spróbowali na nowo ożywić chór mieszany?” Nie było trzeba tego powtarzać, wszak z dziełuchami zawsze to jakoś raźniej i przyjemniej… Ks. Broda natychmiast przyklasnął ich propozycji i już po pierwszym ogłoszeniu w czasie nabożeństwa, na następnej próbie zjawiło się kilka dziewcząt i tak się zaczęło… Nikt z zebranych nie mógł przewidzieć, iż oto dołączyli do pionierów 90 – letniej działalności ich chóru…Zespół „Ośmiu nieugiętych” śpiewał nadal, jednak, jak zanotował kronikarz: „(…) W 1954 roku, chór praktycznie zakończył swoją działalność, chociaż w późniejszych latach można było jeszcze sporadycznie usłyszeć pieśni w męskim wykonaniu podczas pogrzebów czy ślubów(…)”.Ale zawsze, po każdym występie, dyrygent Paweł Sztwiertnia siadał na dostawianej ławeczce pod oknem przy organach i uderzając kułakiem w kolano, powtarzał : „Nima to jak mynski chór…”Wspomnienia napisałem z pamięci, więc mogła okazać się zawodną: tyle lat! Dlatego z góry przepraszam wszystkich Kolegów, których nie wymieniłem, a którzy również występowali w chórze męskim, lecz w okresie późniejszym. To jest już jednak inna historia… Dyrygentowi Pawłowi Sztwiertni poświęcam
Stanisław Szkawran Harbutowice 2009 r.